Od dawna robię podchody, żeby zacząć regularnie rysować. Do tej pory nazwałbym to małym randkowaniem z ołówkiem, ale żadnych szans na płomienny romans z tego nigdy nie było. Nie wspominając już o głębokim uczuciu po wsze czasy! Wszystko to z bardzo prostych przyczyn... Mam bardzo szczery, lecz niestety jeszcze bardziej słomiany zapał :)
Tym razem jednak trafiła do mojej leniwej głowy bardzo oczywista i niestety do tej pory nie do końca zrozumiała (bynajmniej w kwestii rysownia) myśl.
1. Jeśli będę "robić nic", efekty też z tego będą żadne.
2. Jeśli zacznę dziś rysować choćby jedną rzecz dziennie, to za rok będę w zupełnie innym miejscu niż dziś.
Także oficjalnie, zaczynam DZIŚ, W TYM MOMENCIE. Bez wymówek, a dzięki wpisom za rok będę mogła porównać w jakim miejscu się znalazłam i czy było warto ;)
EDIT: Z racji posiadania 2-latki w domu prawdopodobnie będzie to 60 dni z Disneyem zamiast 30 ale tak jak napisałam lepiej robić cokolwiek niż nic!